top of page

Sydney „Polak” czyli Polak w Sydney

  • chali
  • 15 sty 2020
  • 4 minut(y) czytania

Dzień 30 – 32

Sydney to nie była miłość od pierwszego spojrzenia. Wiem, wiem. Pomyślicie sobie jak to możliwe. Przecież to jedno z najlepszych miast do życia na świecie (nr. 9 w rankingu Global Finance 2019). Ale weźcie też pod uwagę, że przyjechaliśmy tu z Melbourne (nr 5 w tym samym rankingu), wiec było do czego się odnosić i porównywać. Niemniej dla tych, który nie zwykli czytać do końca, zdradzę, że zakochaliśmy się także i w Sydney, tyle, że zajęło nam to 3 dni.

Tak jak w przypadku Melbourne, naszego noclegu szukaliśmy w dzielnicy CBD (centralna dzielnica biznesowa) aby mieć blisko do wszystkich atrakcji.

Ku naszemu zaskoczeniu udało nam się znaleźć pokój w hotelu 4-gwiazdkowym (Hotel Sydney Boulevard) taniej (115 AUD), niż płaciliśmy za nasz ostatni nocleg w bardzo bazowym hostelu na Philip Island (148 AUD).

Ucieszyło nas to niezmiernie. Na miejscu okazało się, że te 4-gwiazdki to już lekko przykurzone są (znaczy się hotel już lata świetności ma za sobą). Ale żeby nie było. Byliśmy bardzo zadowoleni. Tuż obok były jakieś knajpki oraz doskonale wyposażony sklep Metro, a pokój ogromy z 2 dużymi łóżkami. Czego chcieć więcej.

Pierwszy dzień w Sydney

To już 30 dzień naszej podróży. Niestety dzień ten przywitał nas smogiem pożarowym (to pierwszy powód dlaczego nie zakochaliśmy się w Sydney od pierwszego spojrzenia). Miasto było spowite dymem przez co widoczność była ograniczona (podoba sytuacja spotkała nas też w Melbourne).

Cóż począć. Zgodnie z zasadą, że nie martwimy się tym na co nie mamy wpływu, postanowiliśmy nie zmieniać naszych planów i tego dnia udaliśmy się do dzielnicy Manly. Dlaczego Manly?


Bo chcieliśmy odwiedzić naszych znajomych z Polski. Agnieszka i Norbert + Marysia + Jeremi (przedszkolny kolega Franka, z którym to Franek bardzo chciał się zobaczyć). Mieszkają tam od nie dawna. A że mają dobry gust i do mieszkania wybrali doskonałą dzielnice, to udało nam się upiec 2 pieczenie na jednym ogniu.


Trafiliśmy bezbłędnie ;-)

Manly to taki australijski Spot. Niska zabudowa, domy, domki, apartementy, deptak oraz wspaniała piaszczysta plaża. Nic dziwnego, że spędziliśmy tu cały dzień. Aga i Norbet –> wielkie dzięki za gościnę i towarzystwo, no i za to pranie, które u was zrobiliśmy. Było super was znowu zobaczyć.

Drugiego dnia w Sydney

(31 dzień podróży) Tego dnia pogoda była już lepsza. Po smogu ani śladu, ale za to pojawił się mocny wiatr W związku z tym postanowiliśmy spędzić ten dzień w centrum miasta. Najpierw coś klasycznego czyli Archikatedra St. Mary (Najświętszej Maryi Panny). Perfekcyjna w każdym obszarze.

Póżniej schowaliśmy się przed wiatrem pomiędzy drapaczami chmur. Tak oto trafiliśmy do znajdującej się nad zatoką, dzielnicy Darling Harbour. Jest tu ogromne Muzeum Morskie (Maritime Museum). Poza ogromnym gmachem muzeum, w porcie zacumowane są przeróżne statki, w tym łódź podwodna czy stary żaglowiec. Kontrastują one ciekawie ze szklanymi wieżowcami w centrum.

Statki statkami, ale naszym punktem docelowym dzisiejszego dnia miało być Oceanarium. Znajdowało się po przeciwnej stronie zatoki Darling Harbour. Dotarliśmy tam pieszo, korzystając z chyba najstarszego mostu w Sydney => Pyrmont Bridge (otwarty w 1902r), obecnie dostępny jedynie dla ruchu pieszego i rowerowego.

Oto jesteśmy przy Oceanarium. Drogie to jak cholera (158 AUD za całą rodzinę), ale … przecież robimy to dla naszych dzieci. No dobra. 1,5h później razem z Magdą stwierdziliśmy, że nawet my mieliśmy z tego niezłą radochę, a przecież jako osoby nurkujące zobaczyliśmy już co nie co pod powierzchnią wody. Po raz pierwszy mogliśmy oglądać faunę mórz i oceanów z perspektywy podwodnych tuneli. Ogromne płaszczki, rekiny i inne duże ryby, a nawet morsy (czy jak tam je zwią).

Filmy lepiej oddają to co tam widzieliśmy (tak wiec załączamy kilka)



Ku naszemu zaskoczeniu były też i pingwiny, tyle, że tym razem znacznie większe niż te na Philip Island, które widzieliśmy w środowisku naturalnym.


Trzeciego dnia w Sydney

(32 dzień podróży) Pogoda w końcu była iście wakacyjna. Słoneczko, 28 stopni, lekki wiatr od zatoki. W końcu ciepło jak na Australie przystało. I to właśnie w tych warunkach termicznych poczuliśmy pierwsze przypływy zachwytu i miłości do Sydney.

Spacerując uliczkami ogrodu botanicznego (Royal Botanic Gardens) trafiliśmy w końcu do najbardziej rozpoznawalnego miejsca w całym mieście.


Z lotu ptaka widać to o wiele lepiej

Sydney House Opera - przepięknie położona przy wejściu do głównej przystani w mieście (Circular Quay). W tle majestatyczny most „Harbour Bridge” oraz drapacze chmur z dzielnicy biznesowej.

Sydney House Opera to najmłodszych już nie należy. Jej budowa została ukończona w 1973 roku. I musimy przyznać, że pomimo swego sędziwego już wieku (47 lat) cały czas urzeka i fascynuje. W dzień i w nocy. Z boku, przodu i od tyłu. Na tym właśnie polega ponadczasowa dobra architektura. Tak przynajmniej nam się wydaje.

I perspektywa z z lotu ptaka

Resztę tak pięknego dnia postanowiliśmy spędzić na wodzie. A konkretniej podróżując promem z portu do portu. Z głównej przystani w mieście (Circular Quay) co kilka minut wypływają promy do bliższych i dalszych zakątków Sydney.

Wystarczy kilka godzin na wodzie aby zobaczyć jak przepięknym i zróżnicowanym miastem jest Sydney. Z jednej strony duże, tłoczne i gwarne, ale wystarczy już kilka minut rejsu aby dopłynąć do małej zatoczki i poczuć małomiasteczkowy spokój i cisze czy wykąpać się na plaży lub w miejskim basenie.

A dla zmęczonych na koniec dnia zachód słońca z widokiem na centrum miasta z pobliskiej zatoczki.

Moglibyśmy tak mieszkać i do pracy zamiast samochodem to przemieszczać się właśnie promem (Norbert jak my tobie zazdrościmy).


Na sam koniec dnia chcieliśmy jeszcze przejść się po raz ostatni pomiędzy drapaczami chmur w dzielnicy biznesowej. Niestety nie było nam to pisane, bo punktualnie o 17:30 rozpoczęła się wielka manifestacja „klimatyczna” przeciwko obecnemu podejściu rządu Australii do kryzysu pożarowego oraz polityki gospodarczej cały czas skupionej na paliwach kopalnych. Ponad 30 000 ludzi przemaszerowało ulicami centrum miasta pod budynek parlamentu.

Analogiczne manifestacje tego samego dnia odbyły się w innych dużych miastach jak: Melbourne, Adelaide, Perth czy Brisbane.


Podsumowując.

Już wiemy dlaczego Sydney to miasto numer 9 na świecie pod kątem warunków do życia. To co nam się podobało już napisaliśmy. To co nam nieznacznie przeszkadzało zakochać się w tym mieście od pierwszego spojrzenia to:


1. smog pożarowy => który jak się pojawi, to istotnie wpływa na jakość życia

2. komunikacja miejska => niestety poza doskonałymi promami, pozostała część komunikacji miejskiej nie jest już tak intuicyjna. Po centrum miasta najlepiej poruszać się pieszo, bo autobusy, tramwaje i metro/pociąg wymagają dużej ilości przesiadek aby dotrzeć tam gdzie się chce. Niestety z 2 dzieci poruszanie się po mieście (w dosyć pagórkowatym terenie) jest trochę uciążliwe. Stąd nasze uwagi.


Ale tak, poza tym to podobało się. A teraz czas na przelot na północ kraju. Jutro rano skoro świt o 6:15 wyruszamy do Cairns. Lasy deszczowe, wodospady, wielka rafa koralowa, plaże. A wszystko to podróżując kamperem. Żegnaj Sydney


Witaj Cairns.


3 則留言


aga.anna.sieminska
2020年1月19日

To my dziękujemy Wam za odwiedziny! Udanej podróży!

按讚

chali
2020年1月15日

Troski lepiej odłożyć na bok ;)

按讚

danuta17
2020年1月15日

witam WAS po mych troskach odskocznią jest poczytać, zobaczyć wasze piękne wrażenia, coś cudownego, oceanarium zwiedzałam w Kanadzie to naprawde fascynujące, i życzę dalszych przygód , pozdrawiam dużo uścisków milusińskim

按讚

©2019 by czteryplecaki. Proudly created with Wix.com

bottom of page