top of page

Do widzenia, do rychłego zobaczenia. Żegnaj wyspo południowa

  • chali
  • 4 mar 2020
  • 5 minut(y) czytania

Dzień 67 - 72 czyli ostani tydzień na wyspie południowej

No dobra wiemy, że dawno już nie pisaliśmy, za co tych co czekali na dalszą część przygód serdecznie przepraszamy. Ale mieliśmy swoje powody. Tymczasem wróćmy do naszej historii...


…o ile dobrze pamiętam skończyliśmy gdzieś na Arrowstown z którego wyruszyliśmy dalej w kierunku Mt. Cook, później przez jezioro Tekapo dotarliśmy do półwyspu Banksa, kończąc naszą przygodę z wyspą południową tam gdzie ją zaczęliśmy czyli w Christchurch. Tak mniej więcej wyglądało to na mapie.

A więc jedziemy do Mt. Cook. Najwyższa góra Nowej Zelandii (3724m n.p.m) to rarytas jakiego nie mogliśmy sobie odpuścić, tyle że musieliśmy się spieszyć, bo już pojutrze miała się tam popsuć znowu pogoda.

Jeszcze jeden słoneczny dzień , a później ulewne deszcze i wiatr dochodzący do 130km/h przez kilka kolejnych dni. Lepiej takiej pogody nie doświadczać w górach.


Tak więc czasu mało, ale powinno wystarczyć. Byle tylko dojechać tego dnia pod Mt. Cook lub chociaż gdzieś w okolice jeziora Pukaki. Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. Przed nami około 250km drogi. Bez postojów wyszłyby jakieś 3h jazdy, ale nam zeszło się dłużej. Dlaczego?

No ano dlatego, że droga z Arrowstown pod Mt. Cook to jedna z najpiękniejszy tras jaką jechaliśmy do tej pory w Nowej Zelandii. Góry, przełęcze, wyżyny oraz jeziora, a nad nami błękitne niebo i słońce. Jechało się znakomicie i co rusz zatrzymywaliśmy się aby podziwiać ten górski krajobraz. Przy tak dobrej pogodzie jaką mieliśmy sam przejazd stanowił nie lada atrakcje.

W pewnym momencie (wiem brzmi to niedorzecznie) byliśmy już zmęczeni ciągłym zachwycaniem się tym co nas otacza.

Pod Mt. Cook, a raczej jezioro Pukaki, dojechaliśmy na sam koniec dnia w sam raz na przepiękny zachód słońca. Zatrzymaliśmy się na darmowym polu kampingowym z widokiem wprost na Mt. Cook. Kamping zawalony samochodami. Najlepsze miejsca w pierwszym rzędzie nad jeziorem z widokiem na Mt. Cook już dawno zajęte, więc musieliśmy się zadowolić gorszą miejscówką. Ale zachodu słońca nikt nam nie zasłonił ;-).

Rano skoro świt ruszyliśmy do Aoraki. To ostatnia wioska do której można dojechać samochodem. Rozchodzą się stamtąd wszystkie górskie szlaki w masywie Mt. Cook. O poranku góry jeszcze zasłaniały chmury, ale wraz z upływem czasu naszym oczom zaczęły ukazywać się widoki dla których pędziliśmy tu przez połowę Nowej Zelandii.

Na naszą górską wyprawę wybraliśmy szlak najłatwiejszy i najkrótszy. Na Kea Point. Chcielibyśmy napisać coś bardziej ambitnego, ale niestety nie możemy. Wiemy na co stać nasze dzieci. 30 minut w górach to dystans, który gwarantuje, że Franek i Matylda przejdą go samodzielnie bez konieczności noszenia ich tzw. barana

Tym rodzicom których dzieci potrafią przejść więcej, serdecznie gratulujemy i zazdrościmy. Nam jeszcze nie udało się wytłumaczyć naszym dzieciom dlaczego warto spędzić kilka godzin na szlaku tylko dlatego, że na jego samym końcu jest szczyt lub przepiękny widok na szczyt. Ale cały czas wierzymy, że ta chwila kiedyś nadejdzie.


Tak więc po około 30-45 minutach doszliśmy na Kea Point.

I na Kea Point było magicznie. Na przysłowiowe wyciągnięcie ręki mieliśmy nie tylko Mt. Cook, ale także i okoliczne lodowce i szczyty. Przy tym pogoda była jak na razie jeszcze idealna. 21 stopni, lekki wiatr, czyste niebo i słońce, no i tłumów brak. Czego chcieć więcej.

Będąc w Aoraki warto także odbić kilka kilometrów w bok. Dokładnie podjechać 8km w bok do sąsiedniej doliny pod jezioro lodowca tamańskiego (Tasman Glacier Lake). Zrobiliśmy tak, także i my. Było warto, bo z parkingu samochodowego do punktu widokowego droga jeszcze krótsza niż na Kea Point. Tylko 25 minut, a widoki przepiękne. Tym razem na szlak wyruszyłem już tylko ja. Reszta rodziny została w kamperze.

Gdy schodziłem do kampera zaczął wzbierać już silniejszy wiatr sygnalizujący rychłą zmianę pogody oraz to, że na nas już pora. Ku pogodzie uciekać nam trzeba. A wiec ruszyliśmy nad jezioro Tekapo. Do widzenia Mt. Cook.

Lake Tekapo to chyba najbardziej znane jezioro w Nowej Zelandii, a przez wielu uznawane także za to najpiękniej położone. Nie powiem, jest fajne, ale bez przesady. Według nas jezioro Wakatipu przy Queenstown pozostaje naszym numerem 1, pozostawiając Tekapo daleko w tyle.

Poza jeziorem znajduje się tu także obserwatorium astronomiczne, bo warunki do obserwowania nocnego nieba są tu ponoć najlepsze w całej Nowej Zelandii.

I rzeczywiście nocne niebo nad Tekapo było urzekająco piękne. Miliony gwiazd. A gołym okiem było widać nawet drogę mleczną. Tak przynajmniej nam się wydawało.

O ile noc nad Tekapo była spokojna to nad ranem dogonił nas silny wiatr znad masywu Mt. Cook. Na jeziorze pojawiły się fale, tak jakbyśmy jakiś cudem przenieśli się w nocy nad morze. Było jeszcze w miarę ciepło, ale wiedzieliśmy, że ten stan nie potrwa długo, bo prognoza pogody była bezlitosna.

A więc ucieczka po raz kolejny. Ostatnie dni na wyspie południowej postanowiliśmy spędzić na półwyspie Banksa tuż koło Christchurch, gdzie 20 lutego mieliśmy oddać naszego kampera i wylecieć do Auckland na wyspie północnej.


Półwysep Banksa to kolejna perełka przyrodnicza Nowej Zelandii. Bezkresne, ciągnące się po horyzont wzgórza i góry (dochodzące do 900m n.p.m.) wyrastające nagle znad niziny Canterbury. A wszystko to otoczone prawie z każdej strony turkusowym morzem, które w zetknięciu z górskim krajobrazem tworzy niezliczoną ilość zatok, zatoczek i plaż.

Tak, to właśnie tam, a konkretniej w miejscowości Akaroa spędziliśmy nasze ostatnie dni na wyspie południowej. Akaroa to najbardziej francuskie miasto, a raczej miasteczko w Nowej Zelandii, takie z zadęciem historycznym, bo pierwsi francuscy osadnicy przybyli tu w 1840 roku. Ten francuski klimat czuć to tu prawie na każdym kroku. No i fajnie. Przynajmniej była to jakaś miła odmiana.

Spędziliśmy to 3 noce z czego 2 na wypasionym polu kampingowym z basenem, więc dzieci zadowolone, a my mogliśmy w końcu wyprać swoje brudy i trochę odpocząć od ciągłego bycia w drodze. Te 3 dni możemy podsumować kilkoma słowami. Odpoczynek & spokój, słońce & pogoda, wino & ser oraz wspaniałe zachody słońca. Tylko tyle i aż tyle.

Wyjeżdżając z Akaroa w kierunku Christchurch wybraliśmy przejazd drogą widokową. To stara droga dojazdowa do wszystkich miejscowości na półwyspie Banksa. Wąska, kręta i malownicza. I znowu naszym zachwytom nie było końca, tym bardziej, że pogoda dopisała. Słońce, błękitne niebo. No i te widoki.

Po drodze były też piękne zatoczkowe plaże ...

.. oraz wspięliśmy się także (a raczej wspiąłem się tylko ja) na szczyt Laveric (755m n.p.m) skąd roztaczał się niesamowity widok na cały półwysep. Gdzie nie spojrzeć morze. Gdzie nie spojrzeć góry.

Na noc dojechaliśmy do Christchurch, gdzie ostatnią noc przed oddaniem kampera spędziliśmy w mało atrakcyjnej dzielnicy New South Brighton.

Kolejnego dnia rano czekało nas sprzątanie kampera. Po 3 tygodniach zadomowienia się w tym 4-kołowym domu było co sprzątać. No ale po 2h ciężkiej i wytężonej pracy doprowadziliśmy go do stanu rzekłbym idealnego. Chcieliśmy oddać Mel jej kampera w możliwie jak najlepszym stanie. I chyba nam się to udało. Kampera zostawiliśmy na parkingu przed lotniskiem.


Dzięki Mel za kampera, twoją gościnę. Za wszystko. Było super. Na pewno nie omieszkamy wystawić ci doskonałej opinii na www.shareacamper.com.


O 18:00 wylecieliśmy tanimi lianami lotniczymi JetStar do Auckland. Żegnaj wyspo południowa. Witaj wyspo północna. Witaj Auckland.


 
 
 

2 Comments


danuta17
Mar 04, 2020

no jednak sobie zrobie powtórke hm

Like

danuta17
Mar 04, 2020

Witam!!! babcia na noc opatrzona, wnusia też, i se myślę, a nawet intuicyjnie czułam, że się zrelaksuje pięknymi widokami, relacją i nie zawiodła mnie. Nie ma co przepraszać- bo cierpliwość nagrodzona- jak zawsze piękne wrażenia dla m nie a co dopiero będąc na msc. ja zawsze twierdze- co się zwiedzi zostaje na całe życie i to jest warte wszystkie pieniądze- ha,ha, nic nie ważne- byle dopisało zdrowie a resztę wynagrodzi całe przeżycie, uroki, wrażenia tej części świata. Podziwiam- i cieszę się razem z WAMI . Pozdrawiam serdecznie, a jeszcze jak na wiek perełek to naprawdę wielki szacun za taką wytrwałość- jeszcze dużo zdążą przejść.

Like

©2019 by czteryplecaki. Proudly created with Wix.com

bottom of page